O gustach się nie dyskutuje, ale można je rozwijać. Kilka słów ‚o sztuce’ Gombricha

Ukazało się kolejne wydanie najbardziej znanej książki o sztuce, napisanej w 1971 roku przez Ernsta Gombricha. Nie bez przesady nazywa się tę pozycję najpopularniejszą. Argumenty poniżej.

Fot. EKM/Sztukatulka.pl

„Gombricha” poznałam w wieku 16 lat. Szukałam człowieka, który wprowadzi mnie w świat fascynujący, ale nie do końca dla człowieka w tym wieku zrozumiały. Szukałam przewodnika kompetentnego, który nie omami pseudonaukowym, pustym wywodem, ale w skromnych słowach wprowadzi do skarbca ludzkiej wyobraźni i zamiast wyśpiewać litanię twórców, inkrustuje ich w odpowiedni kontekst. Bez zbędnych ozdobników, snobistycznych zachwytów. Potrzebowałam uczciwego obserwatora.

W przedmowie do szesnastego (!) wydania „O sztuce” (chodzi o szesnaste wydanie brytyjskie) Gombrich do takich właśnie osób adresuje swoją książkę. Do tych, którzy „odczuwają potrzebę sięgnięcia do przewodnika po obcej i fascynującej krainie”. Po wielu latach, które upłynęły od ukazania się w 1997 roku wersji niebieskiej (Wydawnictwo Arkady), po dziś dzień – do ukazania się najnowszego wydania (Dom Wydawniczy Rebis) wciąż czuję się adresatem i z takim samym entuzjazmem zagłębiam się ponownie w te same treści.

Autor odcina się od snobistycznego nurtu gloryfikowania sztuki w znaczeniu mistycznego zjawiska, chętnie nazywanego sztuką przez duże „s”.  Ściąga ze sztuki aureolę, grzecznie drwi z tych, którzy pompują ją pojęciami takimi jak ‘piękno’ czy ‘wyrażanie swoich emocji’ – czyli określeniami, o których żaden z artystów nie myśli, tworząc swoją pracę.

Twórca to w jego wyobrażeniu człowiek, który widzi więcej niż inni. Powinien odrzucać wszystkie wyobrażenia i uprzedzenia, jak choćby przekonanie, że skóra jest różowa, jabłko czerwone, a woda niebieska. Wtedy może się stać artystą płodnym, tworzącym najbardziej pasjonujące dzieła.

Gombrich sam siebie nazywa laikiem. To ciekawe podejście, odrobinę przewrotne, jak na osobę, która nadzwyczaj zgrabnie porusza się po zakamarkach sztuki, dostrzegając w nich to, z czego istnienia zwykły laik nawet nie zdaje sobie sprawy.

To dobry chwyt wprawnego pisarza, którzy w pewnym sensie przekomarza się z czytelnikiem. Czytanie tej książki jest zresztą jak rozmowa z diabelnie inteligentnym przyjacielem, który swoją wiedzę przekazuje nienachlanie, częstując dobrą, mocną herbatą i narzucając na nogi koc, co – nie licząc gawędziarskiej swady i wielu innych sympatycznych aspektów – całkiem zniechęca do porzucenia obszernej skądinąd lektury .

Na zdjęciu E.H. Gombrich. Fot. acflondon.org

Lubię Gombricha, bo odcina się od akademickich wywodów – usprawiedliwiając swoje gawędziarstwo i swobodne podejście konwencją książki. „O sztuce” czyta się lekko. Jak dobrą powieść.

Każdemu z omawianych w książce tematów towarzyszy odpowiednia ilustracja. To fantastyczne móc czytać jednocześnie tekst i obraz. Układ graficzny w polskim wydaniu jest dokładnym odwzorowaniem brytyjskiego. Dobrze, że został zachowany, bo trudno o bardziej czytelne połączenie słowa z obrazem.

Jedyne, co mogę zarzucić autorowi, to niedotrzymanie w kilku miejscach obietnicy omawiania tylko tych dzieł, które może zilustrować. Żałuję, że nie ma tu „Błękitnego chłopca”, o którym wspomina, przytaczając anegdotę, której bohaterami są Reynolds i Gainsborough. Rdzeniem tej historii jest zderzenie poglądów akademickich i łamania zasad w kwestii wykorzystania błękitu w obrazach na pierwszym planie. Przekora i umiejętność patrzenia z pewną świeżością na otaczającą rzeczywistość zwycięża, doprowadzając do powstania uznanego przez krytyków dzieła.

Gombrich uczy otwartości na nowe rozwiązania, szacunku wobec ekspresyjnych, często odbiegających od rzeczywistego wyglądu wyobrażeń. Doskonale usprawiedliwia turpizm i znajduje argumenty, które trafnie tłumaczą jego obecność: indywidualną, nieskrępowaną obserwację, własny punkt widzenia.

Odnajduję w tej książce wiele tez, które zachwycają mnie swoją prostotą, jak choćby ta – odnosząca się przecież do Biblii – że „nigdy nie można potępiać dzieła za to, iż jest niewłaściwie namalowane, chyba że jesteśmy całkiem pewni, że mamy rację, a malarz się myli”. Ile w tym stwierdzeniu jest pokory!

Okładka książki "O sztuce", Dom Wydawniczy Rebis

Gombrich otwiera również oczy na wiele aspektów, o których się nie myśli, patrząc na dzieło sztuki. Zwraca uwagę na proces tworzenia i pokazuje go jako uciążliwe dążenie do perfekcji, poszukiwanie odpowiedniego zestawienia barw – często jako ciężki, fizyczny wysiłek. Uczy, że powinno się go doceniać. A jeśli nie doceniać, to przynajmniej zauważać.

Lubię w nim tę delikatność, z którą przestrzega przed dosłownością i poszukiwaniu w sztuce odwzorowania rzeczywistości. Robi to taktowanie, nagany udzielając poniekąd również samemu sobie poprzez używanie w ocenach krytycznych pierwszej osoby liczby mnogiej. „Mamy dziwny nawyk myślenia, że natura musi zawsze wyglądać tak, jak obrazy, do których jesteśmy przyzwyczajeni” – pisze. To uczciwe postawienie sprawy.

Nie brakuje w tej książce również dobrego humoru, w którym autor przemyca swoje poglądy. Zwraca w ten sposób uwagę między innymi na potrzebę upraszczania świata i sprowadzania go do powszechnie ustalonych kształtów i barw. „Dzieci czasem myślą, że gwiazdy muszą mieć kształt gwiazdki, choć naturalnie tak nie jest. Ludzie, którzy upierają się, że na obrazie niebo musi być niebieskie, a trawa zielona, nie różnią się bardzo od tych dzieci” – czytamy. Trudno się w tym miejscu nie uśmiechnąć.

I choć o gustach się nie dyskutuje, Gombrich dyplomatycznie zwraca uwagę, że gust można rozwijać. Ba, on to robi! I nie chodzi tu o przyklaskiwanie krytykom sztuki i podziwianie artystów, którzy w danym czasie zyskują pochlebne opinie, ale o wyuczenie wrażliwości, która stanie się fundamentem pod umiejętne patrzenie na pracę człowieka – tego, który widzi więcej i chce pokazać świat z innej perspektywy.

„Zdobywanie wiedzy o sztuce nigdy się nie kończy” – podkreśla, a każdy obraz czy rzeźba – uznany za arcydzieło – za każdym razem wygląda inaczej. Ten bezkres, który kreśli w „O sztuce” Gombrich jest bardzo pociągający. Z przyjemnością spotykam się z nim po 13 latach na dłuższy wykład w doborowym towarzystwie.

Ewelina Karpińska-Morek

– – –

Najnowsze wydanie „O Sztuce” Ernsta Gombricha ukazało się nakładem Domu Wydawniczego Rebis.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Rozmaitości i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „O gustach się nie dyskutuje, ale można je rozwijać. Kilka słów ‚o sztuce’ Gombricha

  1. Bareya pisze:

    Ciekawy artykuł. Dzięki za to nazwisko – nie znałem.

  2. sieczkarnia pisze:

    Mam nadzieję, że uda mi się ją zdobyć!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*