To dziwna telewizja, perwersyjne kino wojeryzmu. Gasisz światło i oglądasz film. Kino akcji, telenowelę, romansidło, pornograficzną scenkę. W rolach głównych: sąsiedzi.
Dopóki nie było telewizji i programów reality show, skłonności do podglądania musiały się zmieścić w dziurce od klucza. Teraz, gdy dziura ta rozrosła się do rozmiarów obiektywu aparatu, ekranu telewizora, czy kina i kłopotliwe skłonności zostały w pewnym sensie „legitymizowane” i nobilitowane do rangi rozrywki, obnażanie prywatności stało się legalnym „procederem” – ku uciesze obnażających się i widzów.
Edward Hopper, chcąc pokazać samotność mieszkańców Nowego Jorku i to, w jaki sposób wielkomiejski świat wpływa na zatracenie się człowieka w niewzruszonej, pozbawionej przyrody, rzeczywistości, tworzył pejzaże przemysłowe, ilustrował osamotnionych ludzi na ulicach megalopolis i zaglądał do okien, by pokazać „bebechy” tego życia.
Jego wizja „kina domowego” z lat 30. XX wieku (patrz obraz „Okna nocą”) jest doskonałą ilustracją ludzkiej ciekawości i skłonności do podpatrywania, co robią inni.
Malarz utrzymuje widza w stanie niepewności, łechta ciekawość – scena nie jest oczywista. Nie wiemy, co robi odwrócona do nas tyłem, pochylona kobieta. Osoba patrząca na obraz staje się mimowolnie podglądaczem.
Wszystko dzieje się wieczorem lub w nocy. Ciemna elewacja budynku i ułożenie okien przypominają fotoplastikon, urządzenie w którym ogląda się fotografie.
Dziś miejską rolę fotoplastikonu doskonale spełniają bloki mieszkalne. Gdy zapada zmrok włącza się kilkadziesiąt „telewizorów” na raz. W każdym można zobaczyć inny program…
Do motywu obserwowania cudzego życia sięgnął Alfred Hitchcock w swoim dreszczowcu „Okno na podwórze”. Oto unieruchomiony na wózku- po złamaniu nogi – fotograf Jeff, oddaje się śledzeniu losów sąsiadów.
Akcja filmu snuje się wokół scen wypatrzonych w oknach.
Mężczyzna nabiera podejrzeń, że w jednym z mieszkań doszło do morderstwa. To spostrzeżenie zawiązuje akcję filmu z zaskakującym finałem i wprowadza widza w labirynt podejrzeń opartych na zaobserwowanych scenach.
To jak bilet do kina na kilkanaście filmów na raz.
Większość osób – zarówno tych, które śledziły losy bohaterów trzeciej edycji Big Brothera, jak i zdeklarowanych przeciwników tego programu – pamięta sensację, jaką wzbudziło „łaźniano-erotyczne” wydanie Frytki. I prawie każdy (zostawiam margines dla deklarujących wyjątkowość w formie Tartuffe’a) chciał to zobaczyć.
Szczytem hipokryzji byłoby całkowite odcinanie się od tej słabości. Karmienie ciekawości większymi czy mniejszymi porcyjkami „cudzesów” leży w ludzkiej naturze i można je uznać za akceptowalne, chyba, że ciekawość przybiera formę wojeryzmu… (1).
Skrajnym przykładem takich skłonności jest cykl „Park” z 1971 r. Japończyka Kohei Yoshiyukiego.
By zrobić zdjęcia podglądaczy fotograf sam musiał stać się jednym z nich i wraz z grupą uzbrojonych w aparaty, pełzających w ciemnościach mężczyzn, czołgać się w krzakach w poszukiwaniu zajętych sobą ofiar.
Szukałam zdjęcia, które mogłabym zamieścić w tym tekście, ale żadne się nie nadaje – przez wzgląd na prezentowane treści. Zainteresowani znajdą je oczywiście w sieci, ale to już na własną odpowiedzialność:)

Pierwsza edycja Big Brothera przyciągała co tydzień przed ekrany telewizorów 4,5 mln podglądaczy, fot. Adam Chełstowski, Agencja FORUM
Żyjemy podobno w cywilizacji ekshibicjonistycznej, gdzie obnażanie się z prywatności i przeżywanie cudzego życia, przestało być czymś niezwykłym.
I, paradoksalnie, to nas najbardziej obnaża.
Przypisy
1. Wojeryzm – skłonność do podglądania ludzi w sytuacjach intymnych
Źródła:
Malarstwo i rysunek Krzysztofa Iwina
Piotr Sarzyński, Oglądanie podglądaczy, Polityka.pl
Podglądacz rekonwalescent, Okno na podwórze, filmweb.pl
Hopper, seria „Rzeczpospolitej”
O zjawisku podglądania na podstawie programu Big Brother
A słynnego Oscarowe „Tanga” Rybczyńskiego to nie łaska wspomnieć ???
Niestety każdy ma skłonność do interesowania się cudzymi problemami. Tekst bardzo ciekawy. Podoba mi się ten obraz z mężczyzną zerkającym przez dziurkę od klucza – świetnie oddany charakter i brudne zamiary w rysach twarzy, ale o tym malarzu nie słyszałem
Ja akurat nie przepadam za Hopperem i malarstwem amerykańskim z tego okresu. Wieje w nim pustką, samotnością, za dużo miasta, budynków, techniki, a za mało człowieka. Ale przykład dobrze dobrany:)
Ciekawy artykuł.
Słowa „bebechy” i „łechta tak samo pasują do malarstwa Hoppera, jak słowo „artykuł” do powyższych wypocin
mnie tam obrazy Hoppera w nic nie lechtaja, byc moze przez to, ze ten widze posrod innych jego obrazow, to co czule to rzpestrzen i samotnosc, nie sadze, zeby z ciekawosci Hopper szukal ukrytej przed inymi sensacji, tak jak to czasem jest w podgladaniu