Przywykliśmy do oglądania na arcydziełach ludzi zdrowych, choć w historii sztuki nie brakuje portretów osób z wadami genetycznymi, chorych psychicznie i fizycznie niepełnosprawnych. Gdy w malarstwie, rzeźbie czy fotografii pojawia się o jeden chromosom za dużo, to obok wrażeń związanych z patrzeniem na obraz, patrzący (a nie portretowany) jest poddawany terapii. „Down w 3 D” to wystawa zdjęć Tomka Meusia, którą można oglądać w warszawskim Fotoplastikonie.
Na zdjęciach Meusia są ludzie, którzy dążą do normalności, choć ze swojej miłości nie wyczarują nic więcej od zwykłego spotykania się, bo nie mogą zawierać małżeństw. W ramionach tulą lalki – zespół Downa ogranicza, choć nie wyklucza, zdolności rozrodczych. Welon na głowie to tylko mistyfikacja. Emocje są prawdziwe.
Dodatkowy chromosom w 21 parze zamyka dorosłym osobom z zespołem Downa furtkę do „normalnego” świata i zaspokajania jednej z podstawowych potrzeb – założenia własnej rodziny.
Choć erotyka, miłość, czułość są w ich życiu obecne, a nawet – co jest spowodowane chorobą – spotęgowane, niemożność wykorzystania ich we własnej rodzinie, zamyka chorych w społecznej klatce.
Zdjęcia Meusia (TUTAJ możesz je zobaczyć) powstały jako ilustracje do poradników na temat seksualności osób niepełnosprawnych intelektualnie.
O wystawie tyle. Kto nie widział, niech spieszy do warszawskiego Fotoplastikonu, bo to już ostatni dzień, kiedy można ją oglądać. Szczegóły TUTAJ.
Informacja o tej wystawie skłoniła mnie do poszukiwań obecności i zaangażowania osób z zespołem Downa w sztukę.
Znalazłam bardzo nietypową wersję (powyższa ilustracja) słynnego obrazu Leonarda da Vinci. W tej odsłonie „Ostatniej Wieczerzy” apostołowie mają o jeden chromosom za dużo…
Na tę chorobę cierpi również Matka Boska z obrazu Weroniki Karwowskiej.
– Gatunek portretowy w malarstwie od wielu lat wiąże się z przedstawianiem osób ważnych, zasłużonych, pięknych, cenionych – mówi Weronika Karwowska. Zastosowanie tej formy dla pokazania moich bohaterów – osób z zespołem Downa – ma na celu dodanie im, chociaż symbolicznie, dostojeństwa i społecznej ważności, ale również pokazanie ich jako zwykłych ludzi ze zwykłymi marzeniami, dążeniami, tęsknotami – dodaje artystka (wypowiedź zaczerpnięta z zyciewarszawy.pl).
Na początku XVI wieku powstał zagadkowy obraz „Adoracja Dzieciątka Jezus”.
Według lekarza Andre Leviatsa na malowidle widać dwie postaci, które mają zespół Downa. Jedna z nich to anioł, druga – postać obok Matki Boskiej.
Jeśli lekarz się nie myli, to mamy do czynienia z pierwszą malarską dokumentacją tej choroby – na 3,5 wieku przed opisaniem jej przez Johna Langdona Downa.
Osoby cierpiące na ten zespół pojawiają się w sztuce jako portretowani. Biernemu udziałowi towarzyszy również aktywny – nie tylko na warsztatach terapii zajęciowej. Osoby z Downem malują, rysują, rzeźbią i występują na scenie.
Przy Zespole Społecznych Szkół Specjalnych „Dać szansę” w Warszawie od kilku lat działa Teatr 21.
Członkami zespołu są uczniowie szkoły – osoby z zespołem Downa oraz z autyzmem (zdjęcie poniżej).

Spektakl "Portret" w wykonaniu Teatru 21 (aktorzy tego teatru to osoby z zespołem Downa). Fot. e-teatr.pl
Odnoszę wrażenie, że terapii bardziej potrzebują odbiorcy sztuki – ludzie zdrowi. Tym, którzy mają o jeden chromosom za dużo, taka rzeczywistość wydaje się normalna. Zdrowi widzą różnice. Czasem więc potrzebują lekcji oswojenia.
Źródła:
„Rytm życia” Weroniki Karwowskiej w 1500m2, zyciewarszawy.pl
Barbara Gruszka-Zych, Kochać sto razy mocniej, opoka.org
hello bardzo fajny blog szkoda ze musze ciagle w pracy siedziec i szef poczytac nie da
Bardzo ciekawa forma sztuki. Jak widzicie każdy artysta może znaleźć jakąś niszę odbiorców, ale zazwyczaj motywem przewodnim jest wrażliwość.